bcs@horno.pl
UL. JAGIELLOŃSKA 47
T. +48 668 892 896
PN.-PT. 10-18, SOB.-ND. (handl.) 10-16
BILETY: 3 ZŁ / 5 ZŁ
Znaczenia tęczy. Od sztuki średniowiecza do homoerotycznych semantyk kontrkultury. Teorie Susan Sontag
Zapraszamy na wykład dr Doroty Grubby-Thiede, który odbędzie się online 15 kwietnia o godzinie 18:00 na naszym Facebooku.
//
W bogato ilustrowanej narracji odniosę się ikonosfery Tęczy, należącej do archetypalnych łączników wszystkich przestrzeni i istot, w tym ludzi, bez względu na rasę, klasę, pochodzenie społeczne, etc. Od przedromańskich świątyń, przez tybetańskie klasztory dotrzemy do sztuki współczesnej.
Stanisław Horno-Popławski postulował pokojowe praktyki, wskazując podobnie jak Derrida, iż to różnorodność wzbogaca nas wszystkich. Brawurowe, przenikliwe teksty Susan Sontag ustanowią lotnisko intelektualne do interpretacji licznych dokonań artystycznych. Obok akcji z tęczową flagą Gilberta Bakera, który podkreślał iż „Tęcza była idealna, bo pasowała do naszej różnorodności", przywołane zostaną inspirujące wystawy podejmujące w afirmatywnej perspektywie wątki homoerotyczne, transgresyjne, transpłciowe, poruszane także w ważnej książce „Odmieńcza rewolucja” autorstwa Joanny Krakowskiej (2020). Będą to „Ciepło/zimno - Letnia miłość” [2005, Zachęta, Warszawa, kuratorka Maria Brewińska], „Miłość i demokracja” [2005, CSW Łaźnia w Gdańsku, kurator Paweł Leszkowicz], „Ars Homo Erotica” [2010, MNW Warszawa, kurator Paweł Leszkowicz, współpraca Piotr Piotrowski] i m.in. „Hard Rock vs. Romantic Boys” [2016, Galeria Bardzo Biała, Warszawa, kuratorka Agnieszka Zgirska], czy najnowsza międzynarodowa ekspozycja „Z TEJ NOCY BĘDZIE SERCE” dedykowana pamięci legendarnego amerykańskiego artysty Davida Wojnarowicza [2021, Muzeum Współczesne Wrocław, kurator Piotr Lisowski].
Wśród kontekstów znajdą się ponadto przemyślenia Marii Janion, wspomnienia o Niej Tomasza Kitlińskiego, czy kruche instalacje z puchu pałek wodnych Krzysztofa Malca z cyklu SILENCE [od 1991], wybitnego artysty, który współtworzył cykl wystaw „Ja i Aids” [1996, kurator Grzegorz Kowalski]. Na ilustracji do wykładu znalazły się feministyczne „znaki drogowe” Iwony Teodorczuk-Możdżyńskiej pt. [papieżyca] z cyklu "papieżyce, kardynały, biskupy" [2019], w których twórczyni w pozornie lapidarnej formie plastycznej zadaje poruszające pytania o nieobecność progresywnych przemian w życiu społeczeństw, o powody braku dobroczynnych ruchów, o rzeczywiste powody katalizowania „kostnienia społeczności”.
W 2014 roku Anna Baumgart podkreślała: „Feminizm jest dla mnie jak powietrze, jest zupełnie transparentne. Pytanie czy jestem feministką jest dla mnie pytaniem o to czy jestem za równością i wolnością dla wszystkich. Jest to tak uwewnętrzniona wartość, że aż trudno ją opisywać, jako coś zewnętrznego. Cała moja praca z kliszami kultury odbywa się po to by dokonać subwersji, zastanowić się jak wygląda transgresja, przekroczenie i czy to jest prawdziwe”.
[grafika: Iwona Teodorczuk-Możdżyńska, [papieżyca] z cyklu "papieżyce, kardynały, biskupy" 2019]
//
Dorota Grubba-Thiede (ASP w Gdańsku, PISnSŚ) | wykładowczyni Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, historyczka sztuki, krytyczka sztuki, kuratorka wystaw. Absolwentka Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu: doktor nauk humanistycznych w zakresie Historii Sztuki (2009), magister sztuki (na Kierunku Rzeźba, 2005), magister Ochrony Dóbr Kultury – Konserwatorstwo (2000).
Zorganizowała liczne ekspozycje sztuki nowoczesnej i współczesnej w PGS w Sopocie, i m.in. MN w Warszawie, CRP w Orońsku, etc. Prezentowała prace wybitnych twórców i twórczyń współczesnych, byli to: Stanisław Horno-Popławski (1902-1997), Krzysztof Malec (1965-2002) oraz m.in. Jerzy Bereś, Zbigniew Warpechowski, Magdalena Abakanowicz, Alina Szapocznikow, Zula Strzelecka, Katarzyna Józefowicz, Piotr Józefowicz, Katarzyna Kobro, Anna Jarnuszkiewicz i Krystian Jarnuszkiewicz. W licznych interdyscyplinarnych prezentacjach sztuki najnowszej – włączała nawet bardzo młodych artystów, dając możliwość pokazania swoich realizacji w instytucjach sztuki. Jest związana z Polskim Instytutem Studiów nad Sztuką Świata oraz z AICA Int. + AICA Sekcja Polska. Była również autorką cyklu wykładów-spotkań w Instytucie Kultury Miejskiej w Gdańsku pt. „Kształty w strefach znaczeń – społeczne konteksty rzeźby współczesnej” (2014-2015).
Zajmuje się interdyscyplinarnymi badaniami w zakresie sztuki współczesnej oraz jej upowszechnianiem: w książkach [m.in. D. Grubba-Thiede: Nurt figuracji w powojennej rzeźbie polskiej 2016], w katalogach ekspozycji oraz m.in. na łamach wydawnictw: Kwartalnik Nowej Sztuki EXIT, Magazyn Sztuki, Pamiętnik Sztuk Pięknych, Konteksty – Antropologia Kultury – Etnografia – Sztuka, Kwartalnik Rzeźby Orońsko, Sztuka i Dokumentacja, Rocznik Sopocki, Art&Business, AtrLUK, Artmix - sztuka, feminizm, kultura wizualna, SZUM, Rocznik Rzeźby Polskiej. Od 2001 współpraca z Państwową Galerią Sztuki w Sopocie. Od 2017 współpraca z Markiem Rogulskim w Instytucie Cybernetyki Sztuki w Gdańsku-Osowie.
Paweł Leszkowicz
Strefy i obrazy odwagi
Znam Katarzynę z Zamościa, która pozuje przed znakiem z nazwą jej miasta na jednej z fotografii z serii Strefy (2020) autorstwa Barta Staszewskiego. Poznałem ją w Zamościu podczas tamtejszej edycji Żywej Biblioteki, odbywającej się w lokalnej zabytkowej synagodze. Uczestniczyła w tym projekcie razem ze swoją dziewczyną, obydwie mieszkają w Zamościu, jedna z nich uczy się jeszcze w szkole średniej. Czekają na swoją dorosłość, aby zamieszkać razem i uniezależnić się finansowo od rodzin, rozpocząć wspólne życie. Nie ukrywają swojego związku.
Znam Kazimierza z Niedrzwicy Dużej, sportretowanego na innej fotografii. Pracuje jako mechanik, a jednocześnie jest lokalnym aktywistą zaangażowanym w działalność lubelskich organizacji LGBT – Marsz Równości oraz Wiarę i Tęczę. Znam tych ludzi i podziwiam ich: za odwagę pokazania swoich twarzy w projekcie wizualnym, który oskarża o nieludzką ideologię samorządy miast, z których pochodzą. To przede wszystkim małe miasteczka w południowo-wschodniej Polsce, które w 2019 roku ogłosiły się strefami wolnymi od LGBT. Miejsca, gdzie wszyscy ludzie się znają, gdzie bycie innym nie jest łatwe, gdzie dominują skrajnie prawicowe wartości obyczajowe i wyznaniowe, gdzie rady miasta znajdują się pod wpływem fundamentalistycznych organizacji religijnych i lokalnych polityków homofobicznej partii PiS, gdzie za małomiasteczkową polityką wykluczenia czai się realna przemoc. Jednak pomimo takiego opresyjnego obyczajowo otoczenia bohaterowie Staszewskiego zdecydowali się ujawnić, pokazać w projekcie artystycznym, który osiągnął krajowy i globalny sukces. Ich portrety stały się ikoniczne, dały również szansę buntu i protestu ludziom, których chciano skazać na nieistnienie, na zniknięcie, na symboliczną śmierć.
Wizerunki stworzone przez Barta Staszewskiego nie tylko wskazują na miasteczka, których samorządy przyjęły deklaracje lub uchwały o byciu strefami wolnymi od LGBT, fotografie dokumentują również psychologiczne doświadczenie życia osób nieheteronormatywnych w takich miejscach. Aktywista i artysta zaznacza, że niełatwo było znaleźć ludzi, którzy zgodziliby się uczestniczyć w jego artywistycznej akcji; strach bowiem bywa paraliżujący. Jednak zarówno on, jak i portretowani przełamali lęk i zdecydowali się zaufać sile obrazów i ich komunikacyjnej mocy. Spójrzmy na te portrety i zastanówmy się, na czym polega ich efektywność.
Portretowane osoby ukazane są samotne, najczęściej przy pustych drogach lub na rozstajach dróg, przy szosach – niczym autostopowicze na obrzeżach miejscowości. Pozują na tle znaków z nazwą miasteczek, z których pochodzą lub gdzie mieszkają. Do tych znaków przymocowano stworzoną przez artystę żółtą tablicę z napisem „Strefy wolne od LGBT” w języku polskim, angielskim, francuskim i rosyjskim. Jako osoby LGBT portretowani wyraźnie przeczą przekazowi tego znaku. Oni są! Akcentują swoją obecność, stojąc na pierwszym planie i wypełniając własnym ciałem większość powierzchni zdjęcia. Twarze są szczególnie dobrze widoczne, wzrok jest skierowany na nas. Patrzą wprost na widza, bez lęku. Możemy spojrzeć im w oczy! Ta poza jest rodzajem performansu, performowaniem swojej obecności, swoich praw, tu i teraz. Jednocześnie są osamotnieni, otacza ich pusta przestrzeń, poza granicami miasta, znajdują się na zewnątrz, w pewnego rodzaju akcentowanej izolacji, w strefie przejściowej, w mieście, a jednocześnie poza miastem. Ich status jest graniczny.
Strefy to obrazy oporu wobec politycznej przemocy i głupoty, wobec geografii strachu i społecznej alienacji. Fotografie te można odczytywać jako portrety psychologiczne oddające doświadczenie życia i dojrzewania w miejscowościach, w których władza realizuje homofobiczną ideologię, chcąc wprowadzić bezprawne, dyskryminacyjne regulacje, gdzie tak zwane elity kierują się nienawiścią i przesądami. Bart Staszewski zastosował prostą strategię, w miejsce propagandowej i fobicznej PiS-owskiej konstrukcji „ideologia LGBT”, stawia prawdziwe osoby, w które ta propaganda uderza i które odważają się jej przeciwstawić. Prezydent Duda w szale cynicznej kampanii politycznej krzyczy „to nie ludzie, to ideologia”, gotowy poświęcić każdego, aby zwyciężyć, Bart Staszewski na swoich fotografiach pokazuje – to są ludzie, spójrzcie im w oczy.
Jego projekt, choć aktywistyczny, odważny i co najważniejsze skuteczny, nie jest jednak optymistyczny. Jego bohaterki i bohaterowie nie uśmiechają się, otaczający ich świat jest zimny, pozbawiony empatii. To zimno emanuje z fotografii, z ich szarych barw i otoczenia pustych dróg. Nie ma tutaj piękna, estetyka nie dekoruje grozy istnienia i okrucieństwa wykluczenia poza granice miast. Oni po prostu trwają, a ich bunt jest milczący, tylko te fotografie są ich głosem. Na tym polega właśnie siła sztuki i kultury wizualnej, siła obrazu i potęga portretu w aktywizmie na rzecz praw człowieka! Nasze polityczne wojny ideologiczne wyczerpały już język, argumenty prowadzą donikąd, pozostała moc wizerunków i magia ludzkiej twarzy. Nie ma bowiem powierzchni bardziej interesującej, ekspresyjnej i intensywniej oddziałującej niż oblicze człowieka. Dla sztuki portretowej ono zawsze było inspiracją. Strefy polegają na tej sile, ich głęboki humanizm i popularność wynika ze zgody portretowanych, z ich poświęcenia, aby obnażyć swoją twarz. Twarz człowieka staje się tarczą wobec dehumanizacji. Wiemy jednak z historii, że nie zawsze jest to tarcza skuteczna.
O głębi tej dehumanizacji, z jaką mamy do czynienia w Polsce czasów PiS-u, może świadczyć wojna prawna, która stała się przerażającym doświadczeniem Barta Staszewskiego w reakcji na jego humanitarny projekt. Aktywista znajduje się w ogniu spraw sądowych. Uderza w niego fala cenzury w aktualnej polskiej kulturze, cenzury przeciwko sztuce i wolności wypowiedzi. Część gmin, których nazwy ujawnił w Strefach, gmin, które same określiły się przecież jako strefy wolne od LGBT, nęka go procesami sądowymi, sprawami o zniesławienie lub inne wykroczenia. Ludzka twarz nasiliła tutaj nienawiść wśród radnych, zamiast pobudzić ich do refleksji nad własną destruktywnością i brakiem chrześcijańskiego miłosierdzia. Fotografie Staszewskiego dzięki swemu międzynarodowemu sukcesowi w mediach społecznościowych upubliczniły nazwy tych miejscowości, uczyniły je sławnymi ze względu na ich niesławną walkę z „ideologią LGBT”. Artysta jedynie powiadomił opinię publiczną o fakcie wprowadzenia stref wolnych od LGBT w Polsce, pokazał ludzi, których dotknęła ta homofobiczna polityka. Tymczasem radni chwytają się wszelkich prawnych kruczków, aby ukarać go za prawdę, oskarżany jest nawet o niszczenie i zakłócanie przekazu znaków drogowych.
Oskarżyciele tłumaczą, że chodziło im przecież tylko o zakaz edukacji seksualnej i antydyskryminacyjnej w szkołach, o obronę dzieci. Głoszą, że w strefach wolnych od LGBT nikt nie jest dyskryminowany (sic!). Reakcja na Strefy pokazuje, jak trudno lokalnym politykom znieść prawdę, jak bolesne jest, gdy muszą spojrzeć w lustro i zmierzyć się z własnym obliczem.
Najbardziej przejmującą częścią aktywistycznego i artystycznego projektu Barta Staszewskiego są jednak te fotografie, które są puste, które nie są portretami ale… pejzażami polskich dróg, miejskich lub wiejskich granic, gdzie widzimy tylko znaki z nazwami miast i interwencyjną żółtą tabliczką autora. A takich fotografii jest większość: to te miejscowości, gdzie nikt nie odważył się pokazać, gdzie zwyciężyła polityczna i społeczna homofobia, gdzie osoby LGBT zostały wymazane, gdzie panuje strach. Owe zdjęcia bez ludzi są najbardziej wyrazistym psychologicznym i historycznym dokumentem stref wolnych od LGBT i jako takie przejdą do historii. W przyszłości będą obiektywnym świadectwem epoki, przypominając owe dziesiątki miejscowości, które w Polsce 2019 roku podjęły decyzję o wykluczeniu swoich obywateli ze względu na tożsamość płciową oraz orientację seksualną i uczuciową, będą wspomnieniem tej geografii dyskryminacji. Dzięki temu projektowi nazwy tych miejscowości nie zostaną zapomniane, choć już dzisiaj ich radni chcą tę pamięć wyciszyć. Te fotografie jako dokument skutecznie rejestrują historię i atmosferę polskiej nietolerancji w XXI wieku.
Jeżeli chodzi o powiązanie sztuki, aktywizmu i praw LGBT projekt Barta Staszewskiego pod względem roli i popularności można porównać tylko do jednej akcji wizualnej w historii polskiej fotografii – serii fotografii Niech nas zobaczą (2003) Karoliny Breguły, koordynowanej przez Kampanię Przeciw Homofobii. Na fotografiach Breguły trzydzieści młodych par lesbijskich i gejowskich radośnie trzymało się za ręce w centrach miast, pozując do równościowej kampanii społecznej przygotowanej w przededniu wejścia Polski do Unii Europejskiej. Pomimo tego, że akcja KPH spotkała się nie tylko z pozytywnym przyjęciem, ale i z agresją, i ikonoklazmem, to był to projekt optymistyczny, ufnie patrzący w przyszłość, przeznaczony dla strefy publicznej. Fotografie artystki przeciwstawiały się nie tylko wykluczeniu z życia społecznego, ale i samotności i alienacji. Były to przecież zakochane jednopłciowe pary trzymające się za ręce na ulicach polskich miast. W porównaniu do tej akcji projekt Barta Staszewskiego jest przygnębiający, i to pomimo swojej odwagi! Minęło tyle lat od Niech nas zobaczą i wstąpienia Polski do UE, a my nadal nie możemy mówić o żadnym pozytywnym rozwoju, wręcz wydaje się, że się cofamy i Strefy ten depresyjny regres perfekcyjnie rejestrują. Polska nie tylko nie rozwinęła praw LGBT, ale i nie respektuje podstawowych antydyskryminacyjnych unijnych regulacji prawnych, a przemoc na ulicach i w parlamencie się drastycznie nasiliła. Dlatego osoby LGBT na zdjęciach aktywisty są teraz portretowane samotnie, wyprowadzone poza miasto, a większość fotografii jest w ogóle pustych, sygnalizujących opresyjne wtłoczenie w niewidoczność.
Strefy przejdą do historii polskiej fotografii tak jak Niech nas zobaczą, w podobny sposób opierając się na sile portretu i rejestrując kolejny etap walki o prawa LGBT. Jako dzieło sztuki należą do historii ludzkiej opresji i emancypacji, dlatego ich świadectwo zyskało taki międzynarodowy oddźwięk. Czy mają jednak wystarczającą potęgę, aby zdemaskować i w efekcie zlikwidować strefy wolne od LGBT? Jeśli się tak stanie, będzie to wielkie zwycięstwo zarówno aktywizmu, jak i sztuki. Oglądając, wystawiając i dyskutując o tych pracach, uczestniczymy w procesie cywilizacyjnego i humanistycznego rozwoju.
Prof. UAM dr hab. Paweł Leszkowicz
Historyk sztuki, wykładowca akademicki i niezależny kurator specjalizujący się w obszarze sztuki i kultury współczesnej, wystawiennictwa i studiów LGBT. Studiował kulturoznawstwo, historię sztuki, gender studies na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Courtauld Institute of Art w Londynie i New School University w Nowym Jorku. W 2000 r. obronił doktorat Helen Chadwick. Ikonografia podmiotowości na UAM pod kierunkiem prof. Piotra Piotrowskiego. Od tego czasu jest zatrudniony w Instytucie Historii Sztuki UAM. Jako kurator współpracował m.in. z CSW Łaźnia w Gdańsku, Muzeum Narodowym w Warszawie, Galerią Labirynt w Lublinie, Akademią Sztuk Pięknych i Galerią Miejską Arsenał w Poznaniu oraz University of Brighton. Autor wystaw i katalogów Miłość i demokracja (2006), Ars Homo Erotica (2010), Love is Love. Sztuka jako aktywizm LGBTQ od Wielkiej Brytanii do Białorusi (2011), Gościnność. Festiwal sztuki publicznej Open City (2019).
Chcąc dbać o zdrowie i bezpieczeństwo nas wszystkich, w związku z tym, że Bydgoszcz trafiła do czerwonej strefy, zdecydowaliśmy się zamknąć Bydgoskie Centrum Sztuki do odwołania.
Działamy zdalnie, zatem prosimy o kontakt mailowy bądź telefoniczny.
Będziemy Was informować o dalszych decyzjach!
Życzymy Wam dużo zdrowia i do zobaczenia niebawem!
Zgodnie z rozporządzeniem Wojewody Kujawsko-Pomorskiego nr 59/2020 z dnia 11 marca 2020 r. w sprawie zawieszenia organizowania imprez artystycznych i rozrywkowych, odwołujemy wydarzenia w Bydgoskim Centrum Sztuki do 31 marca 2020.
Postaramy się, aby wszystkie wydarzenia odbyły się w późniejszym czasie.
Bardzo dziękujemy wszystkim gościom za przybycie na wernisaż naszej urodzinowej wystawy Stanisława Horno-Popławskiego.
Jako że pokazujemy na niej pomniki i rzeźbę plenerową Horno, na wernisażu nie mogło zabraknąć Pana Aleksandra Dętkosia - ucznia Horno i wykonawcy jego bydgoskich pomników - Henryka Sienkiewicza oraz Pomnika Nieznanego Powstańca Wielkopolskiego.
Zapraszamy na wystawę do 14 marca.
29 listopada, 17:00
wstęp bezpłatnyW każdy sierpniowy czwartek o 16:15 zapraszamy dzieci na zajęcia oparte na działaniach arteterapeutycznych.
Zapisy pod adresem bcs@horno.pl.
Koszt to 20 złotych.
Stanisław Horno - Popławski
4.07 - 22.08. 2018
Galeria Test, ul. Marszałkowska 34/50, Warszawa
Człowiek świata, skarbnica pomysłów, kopalnia artystycznej wiedzy – życiorys Stanisława Horno-Popławskiego to historia pokazująca, jak można ewoluować w rzeźbie od klasycyzmu przez realizm po intrygującą abstrakcję.
Dzieciństwo, historia, dziedzictwo rodzinne familii powstańca styczniowego zesłanego na teren dzisiejszej Gruzji – wszystko to wpłynęło później na twórczość Horno-Popławskiego. Fascynacja mitami antycznymi, surowością Kaukazu, zamiłowanie do ekologii, szacunek wobec kamienia – w taki oto sposób ukształtował się geniusz wielkiego artysty.
Sztuka towarzyszyła Horno od jego początków. Miał 14 lat, gdy zaczął pobierać prywatne lekcje rysunku; kiedy jako 20-latek zaczynał studia artystyczne w Moskwie, a później przeniósł się do warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych nie miał żadnych wątpliwości, w jakim kierunku chce pokierować swoim życiem. To słowo-klucz: to on decydował, jaki kierunek obierze – nigdy zaś nie poddawał się bezwiednie fali nie mając artystycznej koncepcji czy wizji.
Kontemplując świat rzeźby, rzadko zastanawiamy się nad znaczeniem użytego materiału w akcie tworzenia. Stanisław Horno–Popławski rzeźbił przede wszystkim w kamieniu polnym, który jest jednym z najtrudniejszych materiałów w obróbce ściernej. Ten pierwotny wybór materiału miał niewątpliwy wpływ na finalny kształt jego prac. Kamień polny jest najpospoliciej występującym minerałem, ale jako materiał rzeźbiarski jest kapryśny.
Nie dość, że jest trudny w obróbce to skrywa niespodzianki, każdy napotkany kamień może różnić się składem masy skalnej. Zawartość potasu, sodu, wapnia, litu, strontu czy żelaza nadaje mu niepowtarzalny kolor, strukturę i twardość. Dlatego też, ze względu na nieprzewidywalną różnorodność materiałową jest rzadko wybieranym materiałem rzeźbiarskim, w kamieniu może się trafić fragment rudy żelaza albo żyła błota. Zwyczajowo artyści decydowali się na rzeźbę w kamieniu, który nie jest obarczony niespodzianką, posiada jednolitą barwę i stałą twardość - wybierali marmur, najbardziej zaś cenili marmur z Carrary we Włoszech.Tomasz Górnicki to rzeźbiarz o klasycznym wykształceniu, który ma doświadczenie zarówno jako twórca pomników, jak i streetartowiec. Ciekawy jest sposób w jaki wzajemnie oddziałują na siebie w jego pracach te dwa bieguny sztuki w przestrzeni publicznej.
Otrzymał dyplom Magistra sztuki z wyróżnieniem na Wydziale Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w 2010 w pracowni Janusza Antoniego Pastwy. Jak sam przyznaje, jego zainteresowania obracają się wokół realizmu. „Fascynują mnie naturalne formy, ich wynikający z geometrii, mechaniki i napięć fizyczny porządek. W tę logiczną strukturę/kosmos wprowadzam uczucie/chaos. Podstawową emocją, która mnie napędza jest permanentne poczucie straty.” 1 W swojej praktyce rzeźbiarskiej wykorzystuje często strategię street artu, polegającą na odzyskiwaniu przestrzeni publicznej, zaznaczaniu w niej swojej obecności.
Gdy rzeźba pojawia się na ulicy, jest to zwykle pomnik. Tomasz Górnicki stawia swoje rzeźby w sposób partyzancki, bez pozwoleń. Podczas gdy pomniki zwykle odsłaniane są w świetle fleszy, nielegalne interwencje rzeźbiarskie odbywają się najczęściej pod osłoną nocy. Guerilla art – angielskie określenie tego rodzaju sztuki to po polsku właśnie sztuka partyzancka. Interwencje rzeźbiarskie to jej rzadkie wcielenie.
W rzeźbach z cyklu „Oppressed”, które można było obejrzeć na wystawie pod tym samym tytułem w Bydgoskim Centrum Sztuki w od stycznia do lutego 2018, kluczowe było zestawienie reprezentatywnej formy popiersia realistycznie oddanych postaci, z wrażliwością ukazanego ludzkiego ciała, poddanego destrukcyjnym zabiegom. Zakwestionowana zostaje trwałość rzeźby, forma jest zdekonstruowana. W rzeźbie „Oppressed II” uszkodzona twarz kobiety drażni widza, który instynktownie współodczuwa z przedstawionym realistycznie ludzkim ciałem, z jego uszkodzeniami, brakującymi częściami. Na myśl przychodzi zniszczenie z powodu upływu czasu czy wypadku. Z wnętrza rzeźby wychodzą stalowe pręty, jej szkielet. Kamień zyskuje ludzki wymiar dzięki cierpieniu. Zniszczona rzeźba przywołuje nie tylko destrukcję ciała, które przedstawia, ale również niszczenie sztuki, choćby niedawne zniszczenie stanowisk archeologicznych w Palmyrze.
Wiele rzeźb Tomasza Górnickiego pojawia się najpierw na ulicach, poza kontekstem galeryjnym. Wchodzą w dialog z zapomnianymi, pomijanymi wzrokiem miejscami. Rzeźby z cyklu „Oppressed” również pojawiły się w zapomnianych klatkach schodowych, przejściach podziemnych w Warszawie. Spełniają w ten sposób funkcję pomnika – zaznaczają miejsca, czy też mówiąc ściślej - „nie-miejsca”. Jest to termin stworzony przez francuskiego etnologa i antropologa kulturowego Marca Augé. Oznacza przestrzenie, w których przebywa się bardziej z konieczności niż z własnej woli i gdzie codziennie użytkuje je relatywnie duża liczba osób niepowiązanych ze sobą.2 Takim „nie-miejscem” może być lotnisko, supermarket, może być nim również tunel dla samochodów. Nie ma w nim chodnika, wejście do niego jest nielegalne, można tylko szybko przez niego przejechać. „Nie-miejsca przemierzamy w pośpiechu i dlatego mierzy się je w jednostkach czasu. (…). To właśnie w anonimowości nie-miejsc doświadcza się samotnie wspólnoty ludzkiego przeznaczenia.”3 Spędza się w nim określoną ilość czasu i natychmiast o nim zapomina.W tunelu na trasie W-Z w Warszawie są cztery samotne nisze wielkości człowieka. Jak zauważył Górnicki, nisze mają proporcje renesansowych wnęk na fasadach kościołów. Brakowało w nich tylko rzeźb. W dwóch z nich wstawił więc prace zatytułowane "Matko, gdzie Twoje dzieci?" oraz "Dalej idziesz sam". Pierwsza to dłonie rozłożone w geście maryjnym, a druga w geście błogosławieństwa kojarzonym z przedstawieniami Jezusa. Górnicki przyznaje, że chciał zakłócić rytm wjeżdżania i wyjeżdżania z tunelu. Wprowadzając obcy element do tej przestrzeni, przywraca ją uwadze i pamięci. Przywracając pamięć, tworzy pomnik. Prace szybko zyskały przyzwolenie ratusza, który zdecydował, że rzeźby mogą zostać, ale mimo tej decyzji obydwie rzeźb zniknęły usunięte przez nieznanego sprawcę. Artysta w pełni akceptuje efemeryczność swoich instalacji, a może to właśnie ona chroni je przed losem pomników, które z czasem stają się niewidzialne.
Wpływ street artu widać w jego realizacjach pomnikowych. Oprócz tradycyjnych w formie pomników, jak Hetman Stefan Czarniecki, czy Martin Opitz, stworzył pracę „Bulletheads (Kulogłowi)”. Rzeźba to pomnik nietypowy, daleko mu do monumentalności i reprezentatywności. O głowy można się nawet potknąć. „Kulogłowi w parku przy Bażantarni to praca przedstawiająca dwie nieduże, 70- centymetrowe granitowe głowy, które stoją obok siebie na terenie Parku przy Bażantarni. Praca powstała w 2012 roku w wyniku dzielnicowego konkursu na parkową instalację. a zrodziła się z historii, która miała swój finał 17 grudnia 1900 roku. Zaczęła się w 1894 roku w Berlinie, gdy Wojciech Kossak wraz z Julianem Fałatem rozpoczęli wspólne malowanie panoramy „Przejście Napoleona przez Berezynę w 1812 roku”. Fałat wyszedł z propozycją współpracy. Tak brzmi wersja zdarzeń Kossaka: „Gdy na Wystawie Krajowej we Lwowie Racławice, rozgrzewając serca i wywołując entuzjazm, wykazały co potrafię na tym polu, zaproponował mi Fałat, abym z nim do spółki, w Berlinie, wykonał panoramę na tle ogólnoświatowym. Wybraliśmy Berezynę, mnie dającą pole figuralne najbogatsze, jakie wymarzyć sobie można, Fałatowi zaś śniegi, które tak rozumie i doskonale maluje. (…) Zapoznałem się z tematem jak najdokładniej, będąc za kompozycję figuralną sam odpowiedzialny, bo Fałat tylko pejzaż i jeden most sobie wybrał. 4Obraz ma premierę 1 kwietnia 1896 w Berlinie, a jego autorstwo przypisuje sobie sam Kossak. Punktem kulminacyjnym konfliktu był ukazany w rzeżebie moment pojedynku na pistolety w 1900 roku. Kossak opisuje w listach to wydarzenie: Przed godziną w Ursynowie strzelałem do niego, chybiłem (czego nie żałuję), a on nie chciał do mnie strzelać, tylko stał, jakby żądając śmierci. Ponieważ jeszcze dwa razy mogłem strzelać i on także, poprosiłem Olesia, aby go się zapytał, czy i nadal nie chce się bronić. - Nie! - odpowiedział. Na to ja rzuciłem pistolet na ziemię i powiedziałem sekundantom, że do bezbronnego strzelać nie mogę. Nie podawszy mu ręki, wsiadłem do karety.5
- Wyobraziłem sobie ten pojedynek i przedstawiłem Kossaka i Fałata jako dwa głazy - kule, które nie dosięgły celu. Sposób pojedynkowania się na broń palną uznałbym w dzisiejszych czasach za nonsens, stąd głazy można interpretować jako symbol "twardogłowia". A praca nazywa się "kulogłowi" 6- wspomina Tomasz Górnicki. Pomnik wpisuje się w coraz bardziej popularną tendencję upamiętniania zdarzeń ważnych dla społeczności lokalnej, w której nie chodzi o tworzenie iluzji wspólnej pamięci, lecz o skupienie się na historii jednostek.
Pomnik (od staropolskiego – pomnieć), jak sama nazwa wskazuje, jest znakiem pamięci o danym miejscu, osobie, czy wydarzeniu. Tomasz Górnicki zamienia konwencje, pomniki są żartobliwe, natomiast w interwencjach streetartowych wykorzystuje powagę przypisywaną zazwyczaj pomnikom. Już ponad siedemdziesiąt lat temu Robert Musil napisał, że: „nie ma na świecie nic bardziej niewidocznego niż pomnik. Niewątpliwie buduje się je, aby były widoczne – a nawet, by zwracały uwagę. Jednocześnie jednak, przesyca je coś, co uwagę odpycha…”.[7] Tym „czymś, co odpycha” jest według Jamesa E. Younga sztywność, „właściwa wszystkim wyobrażeniom, a więc również pomnikom: tak jak podobizna zatrzymuje w ruchu swój dynamiczny w rzeczywistości referent, tak pomnik zamienia w kamień elastyczną pamięć, […] pomniki w takim stanie spoczynku wydają się odwieczną częścią pejzażu[…]” [8] W „Kulogłowych” dzięki ironii i lekkości, Górnicki podejmuje grę, a może nawet walkę z niechybnym przeznaczeniem każdego pomnika, a tak właściwie, każdego człowieka, czyli zapomnieniem. O zapomnianych miejscach i ludziach przypominają też na chwilę interwencje streetartowe. Od niewidzialności chroni je fakt, że szybko znikają z przestrzeni miast zabrane w imię prawa lub bezprawia.
Natalia Pichłacz
[1] http://101projekt.pl/index.php?id_artist=116&controller=artist&id_lang=1, dostęp: 12.04.2018, dostęp: 10.04.2018
[2] Marc Augé, Nie-Miejsca : wprowadzenie do antropologii nadnowoczesności : fragmenty Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (112), 127-140 2008
[3] j.w.
[4] Wojciech Kossak, Listy do żony i przyjaciół, Za: https://www.haloursynow.pl/artykuly/historia-pojedynek-na-pistolety-strzelali-w-parku-,3425/zdjecia/18238
[5] j.w.
[6] https://www.haloursynow.pl/artykuly/historia-pojedynek-na-pistolety-strzelali-w-parku-,3425/zdjecia/18238, dostęp 12.04.2018
[7] J. E. Young Pamięć i kontrpamięć. W poszukiwaniu społecznej estetyki pomników Holokaustu., przeł. G. Dąbkowski, w: „Literatura na świecie”, nr 1-2/2004, s. 249.
[8] J. E. Young Pamięć i kontrpamięć. W poszukiwaniu społecznej estetyki pomników Holokaustu., przeł. G. Dąbkowski, w: „Literatura na świecie”, nr 1-2/2004, s. 286.